Edward Dwurnik
Praca jest przykładem cyklu „Błękitny"(cykl XX), który rozpoczął artysta w latach 90. i jest związany ze zbliżaniem się malarza do sztuki abstrakcyjnej, nieprzedstawiającej. Artysta zachowuje jednak element przedstawieniowości poprzez odwołanie w obrazach do morskich fal czy tafli jeziora. Eksponuje możliwości szerokiego szybkiego, gestu malarskiego i bogactwo kolorystycznych rozwiązań.
Studiował na wydziale malarstwa akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, dyplom zdobył w pracowni prof. Eugeniusza Eibischa w 1970 r. W 1966 r. stworzył najliczniejszy cykl jakim był „Podróże Autostopem". W latach 80- tych malarstwo Dwurnika stało się ekspresyjne i dramatyczne. W latach 90 - tych tworzył kontynuację „Podróży Autostopem" czyli .Błękitne miasta", „Diagonalne",„Błękitne" i „Wyliczanka". Obecnie zajmuje się również sztuką abstrakcyjną. W 1981 r. otrzymał nagrodę im. Cypriana Kamila Norwida, w 1983 Nagrodę Kulturalną Solidarności oraz nagrodę Coutts&Co International Private Banking w Zurychu. Brał udział w Documenta 7 w Kassel w 1982 r., Nouvelle Biennale de Paris w 1985 r. i w XIX Biennale Sztuki w Sao Paulo w 1987 r.
„Jestem taki polski, świński artysta" - wywiad z Edwardem Dwurnikiem dla magazynu „Antyki"
Antyki: Ma pan opinię malarza niezwykle płodnego. Z czego wynika ta zachłanność tworzenia?
E. Dwurnik: Właściwie to nie mam pojęcia. Może po prostu z tego, że nic innego nie potrafię robić i to mi sprawia najwięcej przyjemności. Obraz jednak trzeba malować długo, żeby go nasycić treścią i kolorami. Czasami zdarza się tak, że można coś zrobić jednym pociągnięciem, ale tylko we fragmencie. Obraz trzeba jednak wypracować, trzeba mieć jakąś koncepcję.
A: A wielu, że tworzy pan błyskawicznie.
D: To opinia niebezpieczna. Żeby obraz był sprawny i sprawiał wrażenie namalowanego „szybka ręką" trzeba go przemyśleć, przygotować się odpowiednio. Znam wielu takich artystów, który malują tak„od ucha do ucha" i nic z tego nie wychodzi.
A: Przywdziewa pan różne formuły malarskie. Na początku był to Nikifor, teraz pan robi „na Pollocka". Czy od samego początku była to zabawa konwencjami, swoisty postmodernizm?
D: Można tak to nazwać. Nigdy nie miałem kompleksów, nie chciałem koniecznie znaleźć coś oryginalnego. To się czasem komuś zdarza, ale na ogół nawet wielcy artyści czerpią od siebie nawzajem, wszystko jest kontynuacją. A: Dwadzieścia lat temu powiedział pan, że uważa się pan za najbardziej polskiego malarza. Czy nadal tak pan sądzi? D: Wtedy rozmawiałem o cyklu Sportowcy i moim koślawym bohaterze. Jestem bardzo związany z Polską, z jej tradycją, z wszystkimi polskimi wadami, z tym niechlujstwem, i tym całym świństwem polskim. Jestem właśnie taki polski, świński artysta.
A: Co sądzi pan o modnym aktualnie nurcie malarstwa odwołującym się do kultury masowej? Mam na myśli np. obrazy Agaty Bogackiej, Wilhelma Sasnala... O ich wydaniu realizmu.
D: Ja bym tego tak nie określał. Są przecież jeszcze młodsi artyści, którzy wręcz wprost czerpią z komiksu i z reklamy. Akurat Sasnal i cały ten nurt to jest raczej obiektywizowanie rzeczywistości. Wszystko może być sztuką. To jest malarstwo o niczym. W tej chwili to przemawia. Najwyraźniej odbiorcy potrzebują teraz kontaktu ze skromną, ascetyczną sztuką. Mnie się to bardzo podoba i nawet próbuję sam też tak tworzyć.
A: Podobno maluje pan cykl obrazów poświęconych modelowi Alfa-Romeo Brera?
D: To zamówienie. Od jakiś kilkunastu, a może nawet dwudziestu paru lat maluję czasem coś na zamówienie. Jak dawni, prawdziwi malarze, którzy nie malowali z potrzeby serca, tylko na zamówienie. Najlepiej mądrych zleceniodawców.
A: W Sportowcach pokazywał pan siermiężną kulturę masową PRL-u, całą jej polską gębę. Czy dzisiejsza kultura konsumpcji też ma jakąś gębę?
D: Oczywiście. Jest to w gruncie rzeczy bardzo śmieszne, siermiężne i biedne. Może tylko bardziej kolorowe, plastikowe. Jednak jesteśmy ciągle narodem bardzo ubogim, prymitywnym, i zakompleksionym. Cały ten blichtr dzisiejszej rzeczywistości jest śmieszny.
A: A pokazuje pan teraz tą śmieszność?
D: Ostatnio namalowałem obraz pt. Lumpenpolitycy. Usłyszałem to słowo u profesor Staniszkis. Bardzo mi się spodobało. Kiedyś były czasy tragiczne a teraz to są już po prostu tylko śmieszne. Tylko śmiech broni nas przed ogłupieniem lub irytacją.
A: Ale od tego, co atakuje zewsząd i irytuje, ucieka pan w abstrakcję.
D: Zawsze chciałem malować abstrakcję, ale nie miałem czasu, były tematy gorące, mnożyły się pomysły. Opowiadałem różne historyjki. Te obrazy były bardzo piękne. Kolorystycznie, kompozycyjnie. Nigdy nie miałem kłopotu z kompozycją, co chyba było nawet moim przekleństwem. Mam taką harmonię w swojej naturze. Ale zawsze marzyłem o abstrakcji. Chciałem odwołać się do zmysłów, do uczuć odbiorcy. Pomógł mi w tym niesamowity, tragiczny, fantastyczny artysta amerykański Jackson Pollock, który wymyślił gest chlapania. Podchwyciłem to, i stosuję pełnymi garściami. Oczywiście inaczej, bo malarstwo Pollockajest naznaczone tragizmem egzystencji, a u mnie to czysta radość malowania. Moje obrazy pollockowskie są kolorowe, dostarczają wzruszeń. Polska publiczność nie umie odbierać abstrakcji, podkłada sobie jakieś realności. Uciekam od tego i jak coś się komuś skojarzy, to ten fragment zamalowuję. Namalowałem ponad 300 abstrakcji, ale one ciągle żyją. W pewnej fazie były w paseczki. To mówili, że jak Tarasewicz, a on nie wymyślił paseczków. Paseczki nie dały mi satysfakcji i już są zamalowane pod następne pomysły. Te, które są jeszcze w pracowni, ciągle udoskonalam. Przygoda z abstrakcją jest fantastyczna.
A: Ale z publicystyki pan nie rezygnuje?
D: Nie zrezygnowałem oczywiście z mojego głównego nurtu, z Podróży autostopem, z widoków miast z lotu ptaka.
A: Kontynuuje je pan od 1966 roku. Najpierw były polskie miasta, potem rozeszło się to na cały świat. Czy maluje pan też takie miasta, w których pan nie był?
D: Mam taką sprawność i wyobraźnię, że mogę sobie na to pozwolić. Malowałem Sydney, Mediolan, Rzym, Wenecję, chociaż nigdy tam nie byłem. Malowałem szwajcarskie miasta. Potem jak tam przyjechałem, to mogłem już być przewodnikiem. Posiłkuję się albumami, pocztówkami, ale te źródła swobodnie interpretuję. Taksówkarzem bym tam być nie mógł.
Rozmawiała Iza Rusiniak („Antyki")